Już troszeczkę odpoczęliśmy po naszej wyprawie do stolicy. Oj działo się!!! Tam dojechaliśmy w 8,5 godz. Zaliczyliśmy ze sto przystanków, karmień, zmieniania pieluch. Dużo płaczu niestety było. Gorąco – nie chcieliśmy za bardzo klimy puszczać ze względu na Adusię. Może byłoby lepiej, gdyby Adusia widziała co sie dzieje wokół niej. No ale grunt, że sie udało. Wyjechaliśmy o godz. 9:23 a dojechaliśmy pod gabinet prof. Prosta o godz 18:00. Wizytę mieliśmy na 18:30. Prof. powiedział, że należy się jeszcze wstrzymać z usuwaniem zaćmy bo wiąże się to z 2 narkozami i jeszcze nie jest jej to potrzebne ponieważ nie umiałaby wykorzystać tych bodźców które dzięki temu by do niej dochodziły. Zalecił intensywną rehabilitację oczek wszystkimi sprzętami, które w jednym czasie by stymulowały wzrok i koordynację – taka manualną. Jeżeli jej coś pokazuję to ona widzi jakieś niewyraźne plamki świetlne i nie umie tego zinterpretować jako obraz. Tak więc mam dawać światełka do jej rączek i dopiero jej rączkami trzymającymi światełko mam ruszać. Najlepiej gdyby jeszcze te zabawki grały. Ćwiczyć w ciemności. Jak już ładnie zacznie reagować w ciemności to ćwiczyć w coraz jaśniejszym pomieszczeniu. Jak to opanuje to w świetle dziennym. Jak do tego dojdziemy to mamy się zgłosić na kontrolę. Prof. mówi, że widzi się głównie mózgiem. Przez te wylewy też trudniej jej to opanować + ta zaćma….. Tak więc trzeba ćwiczyć ile tylko się da. Jestem na etapie szukania ciekawych zabawek na necie. Już kilka mąż zamówił. Nie mogę się doczekać jak je dostaniemy. Od profesora wyszliśmy o 20. Mieliśmy wynajęty pokój więc było gdzie odpocząć przez chwilę. O 22:15 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Całe szczęście Adusia upomniała się tylko o 2 postoje. Dotarliśmy do domu o 04:45.
Wyprawa do Warszawy miała na celu otrzymanie opinii okulisty – autorytetu. Było to dla mnie bardzo ważne. Słysząc od innych mam, że ich dzieci z zaćmą miały operacje w kilka tygodni po urodzeniu, że trzeba to robić jak najwcześniej, że najpóźniej do trzeciego miesiąca….. No właśnie. Ufam naszemu okuliście, lecz gdy słyszy się takie słowa zaczyna się myśleć i czuć niepokój…. Bałam się, że coś zawaliłam przez zaufanie do jednego człowieka i nie zasięgając opinii innego specjalisty. Teraz ten stres ze mnie zszedł – nie zawiodłam mojego dziecka. A do listy zadań specjalnych dopisuję dodatkowe 10 rehabilitacji oczek dziennie. Szkoda, że doby nie da się rozciągnąć w każdą stronę 😉
Ten wyjazd był bardzo wykańczający dla nas wszystkich. Dla Ady, teściowej i cioci (które dzielnie zabawiały laleczkę), dla mnie i mojego męża, który jest najcudowniejszym facetem na świecie. Bez niego byśmy nie wrócili. Pomimo wielkiego zmęczenia dowiózł nas wszystkich bezpiecznie do domu – Dziękuję Ci Kochanie.